O początkach konspiracji w naszym regionie oczyma Krzysztofa Ulrycha z 27 pp AK, ps.”Krzyś”
Ulrych Krzysztof napisał wspomnienia obejmujące okres II wojny światowej. Fragmenty wspomnień, które tu przedstawiam, zostały opublikowane w mojej książce: „Niepokorna Wieś. Mierzyn w latach 1939-1956”
Pan Ulrych pochodził z Ziemi Radomszczańskiej, ale bardzo często przebywał w Mierzynie-wsi przynależącej do gminy Rozprza. Zmarł w roku 1977, spoczywa na piotrkowskim cmentarzu. Jego wspomnienia (całe) czekają na publikację.
„Ja, gdy tylko wróciłem z tułaczki i odwiedzenia rodziny, zatrzymałem się u siostry w Mierzynie. Słyszałem różne pogłoski, spotykałem się z różnymi ludźmi, że gdzieś w Opoczynskim, Tomaszowskim, w lasach, widziano polskich ułanów na koniach, że po lasach pełno polskiego wojska, że jeszcze Polska nie zginęła. Jest nadzieja, że coś się szykuje, mnie serce się rwie, aby lecieć do nich się przyłączyć, ale to podobno ułani na koniach, a ja jeździć nie potrafię, żeby to tak piechota? Człowiek się garnał do ludzi, aby coś więcej się dowiedzieć, schodzimy się, zaczynają się dyskusje, co to będzie dalej, czy to już tak zostanie ? Albo kiedy to nastąpi? (…).W Święta Bożego Narodzenia, nawet w kościele, jedni drugim podają przepisywane ręcznie ulotki, odezwę rzadu Naczelnego wodza generała W. Sikorskiego, o walczącej armii na zachodzie, o rządzie polskim, że już niedługo nastąpi odwet, armia polska silnie uzbrojona i 2000 tys. samolotów opancerzonych, silnie uzbrojonych czeka w pogotowiu bojowym na rozkaz, że wkrótce Polska będzie wolna. I poszło hasło: im słonko wyżej, tym Sikorski bliżej. Była to dla nas otucha i zachęta do czynnego oporu. Jeden z kolegów w zaufaniu mi mówi, że powstaje organizacja wojskowa, żebyśmy się zapisali, że d-cą tej organizacji zwanej ZWZ jest w Trzepnicy kier. szkoły, były oficer, porucznik. Ja już gotów lecieć, lecz zrobiła się ostra zima, duże śniegi i mrozy zatrzymywały mnie. 10 stycznia 1940 wypuściłem się do znajomego, aby szedł ze mną do tegoż pana. Poszliśmy, brodząc 15 km w głębokim śniegu. W Trzepnicy przyjął nas bardzo miły, młody i bardzo żywy pan kier. szkoły o nazwisku Chmielewski Antoni, por. pseud. „Jacek”. Zaprzysiągł mnie do nowej organizacji ZWZ, ja obrałem sobie pseudonim „Krzyś”. Nareszcie coś się szykuje, plujemy na gadanie tych, którzy psioczą, że panowie nas sprzedali, uciekli za granicę, że nas zostawili samych, itp. bzdury. Wiemy dobrze, że rząd nasz musiał uchodzić, bo w przeciwnym razie jeszcze by gorzej było dla nas, bo nie miałby kto czuwać nad nami, zabiegać u państw zaprzyjaźnionych o pomoc itp. każdy rząd i państwo od wieków w sytuacji bez wyjścia to robi, zwłaszcza, gdy z dwóch stron zagraża nam zagłada. Ja potem często zajeżdżałem na rowerze do pana Ch. z aparatem fotograficznym na ramieniu, aby pozorować, w razie zatrzymania przez żandarmów, że zajmujemy się fotografiką, że mnie uczy fotografowania z natury itp. W tejże szkole uczyła też pani nauczycielka, pani Szczurek, ps. ”Zosia”, młoda, bardzo miła, wtajemniczona w konspirację, w razie nieobecności kierownika załatwiała sprawy i informowała, stała się później żoną tegoż pana. Wszyscy oficerowie w konspiracji, rozproszeni, przeważnie po wsiach jako pedagodzy w szkołach, aby łatwiej mogli działać. W Podstołach kier. szkoły, kapitan Igielski, w grupie ZWZ w Mierzynie por. Jagiełło.I tak wszędzie organizowały się całe wsie, początkowo tajnie, systemem trójkowym, potem otwarcie na szeroką skalę łączyły się w grupy ZWZ, jedyną organizację działającą prawnie pod rozkazami legalnego rządu, jako część armii działającej na zachodzie. Oprócz Trzepnicy u pana Ch., byłem częstym gościem w Żerechowie u pp. Zabłockich, biorąc stamtąd prasę konspiracyjną, następnie w Zmożnej Woli z p. Zielinskim Stefanem ps. „Las”, Kulaskiem, ps „Poganin” itp. Zamieszkały w Mierzynie, działaliśmy z pp. Stanisławem i Józefem Piątkowskimi i innymi, trudno tylu wymienić Ja wszędzie miałem łatwy wstęp, bo zajmowałem się fotografowaniem każdego, do dowodów „kenkart” i dowodów lewych, dla ukrywających się. Coraz więcej otrzymujemy bibuły drukowanej, gazetek, itp. prasy konspiracyjnej, którą rozprowadzamy wśród swoich zaufanych, ci znowu wśród swoich i tak szło na całego. Robimy wywiady, zaprzysiężamy nowych członków, wyszukujemy kto posiada broń, umundurowanie wojskowe lub cokolwiek z ekwipunku wojskowego, gromadzimy, konserwujemy. Robimy przygotowania do szkolenia młodzieży niewojskowej i dziewczyn, kobiety do pracy konspiracyjnej i sanitarnej w działaniach ZWZ. (…)
W maju 1941 żandarmeria i gestapo jeździli samochodami po osadach, wsiach i na pewno było to w całej Polsce, wyłapywali aresztując tak tych co się rejestrowali, jak i tych podejrzanych, że są oficerami, bo w szkolnictwie po wsiach zasiadali sami oficerowie, nie tylko dla własnego bezpieczeństwa, ale i dla dobra organizacji. Tak było w Mierzynie, kier. szkoły p. Jagiełło zabrany ze szkoły, w Podstolach kapitan p.Gizelski. Żandarmi przyjechali samochodami do m. Trzepnica po p. kierownika szkoły por. Chmielewskiego ps. „Jacek”. Był on komendantem konspiracji ZWZ naszej grupy, znanym i cenionym przez wszystkich, jako dobry organizator. Żandarmi weszli do szkoły podczas lekcji z dziećmi. Nie spodziewał się najścia, bo szosa była od tyłu sali z uczącymi się dziećmi. Dzieci wystraszone pozrywały się, a oni go biorą i karzą iść ze sobą. Pan Chmielewski widząc w czym rzecz, że to już koniec, wywiozą go, wiec prosi ich, aby mógł wejść do sali, dzieci uspokoić i siląc się na spokój decyduje się na ucieczkę. Żandarmi stojąc na korytarzu przed salą, zezwalają mu wejść do dzieci. Pan Ch. wchodzi przymyka za sobą drzwi, skacze prosto do otwartego okna, z tyłu od szosy i znika, nim się Niemcy spostrzegli, że ich wyprowadził w pole, już między domami uciekł w las. Żandarmi wściekli, zemścili się i w to miejsce zabrali koleżankę nauczycielkę i wywieźli do obozu. Pan Ch. całą okupację przebywał w Nowym Mieście pod Warszawą, tam pracując w konspiracji i w oddziałach leśnych, a koleżanka ze szkoły trzepnickiej szczęśliwie wróciła z obozu. Pan Czubała wywieziony do Oświęcimia też szczęśliwie przeżył, lecz pan Jagiełło ze szkoły mierzyńskiej zginął w obozie (…)”