O Zygmuncie Turobojskim – ostatnim dziedzicu Szczepanowic, i Stefci, która mu wiernie służyła
W głównej alejce nowego cmentarza w Mierzynie, w jego centralnej części, tuż obok miejsca spoczynku ks. Christopha, znajduje się niepozorny grób. Leżą w nim szczątki człowieka, o którego historii życia dowiedziałam się niedawno w dwóch rozmowach telefonicznych. Dziś przedstawię jego sylwetkę.
Spoczywającym we wspomnianym powyżej grobie jest Zygmunt Turobojski, ostatni dziedzic Szczepanowic. Rodzina Turobojskich osiedliła się w naszych okolicach prawdopodobnie na początku XX wieku (kiedy dokładnie? z przyczyn niezależnych, z odpowiedzią na to pytanie muszę poczekać parę miesięcy). Zygmunt, tak jak jego liczne rodzeństwo (miał trzy siostry – Helenę, Zofię, Stefanię oraz trzech braci – Witolda, Ryszarda i Czesława), był synem Władysława Turoboyskiego herbu Bończa, powstańca z 1863 roku, człowieka powszechnie szanowanego, sędziego ziemskiego, i Natalii z Ulatowskich herbu Jastrzębiec. Para ta posiadała duży majątek, byli właścicielami najstarszej części dzisiejszych Koluszek, tzw. Starych Koluszek. Ich posiadłości obejmowały obszar od dzisiejszej stacji kolejowej aż do tzw. Bogdanki. Z czterech synów Władysława tylko jeden, Witold, pozostał na tzw. ojcowiźnie, jego własnością był majątek Rochna. Trzej kolejni synowie, w tym Zygmunt, osiedlili się w okolicach Gorzkowic. O rodzinie Turobojskich z Koluszek można poczytać pod linkiem, który podaję: https://docplayer.pl/22001314-Posluchaj-co-mowia-sciany.html
Turobojscy to rodzina, którą wspominał w swojej książce „Moje Gorzkowice” C. Graczykowski. Brat Zygmunta – Ryszard Turobojski, posiadał Szczukocice i tam zmarł w roku 1937, kolejny z braci -Czesław, zarządzał majątkiem w Bujnicach. Czesław pomagał czynnie partyzantom w okresie II wojny światowej. Jego majątek w roku 1942 przeszedł pod zarząd niemiecki, a on sam wraz z rodziną dostał schronienie u swego bratanka Władysława, który po śmierci ojca – Ryszarda, przejął Szczukocice (za: C. Graczykowskim).Więcej o Turobojskich w Szczukocicach i Bujnicach można przeczytać we wspomnianej książce p. Graczykowskiego, do czego gorąco zachęcam.
Wróćmy do Zygmunta. Zygmunt miał w swoich rękach podupadający folwark w Szczepanowicach i nigdy nie założył rodziny. Prawdopodobnie z powodu ciężkiej choroby psychicznej, jaką była schizofrenia. Zygmunt zerwał kontakt z rodziną, w czasie ataków choroby miał niszczyć wszystko, co znajdowało się w zasięgu jego ręki. Jego opiekunką aż do śmierci, która miała miejsce w roku 1942, była Stefania Makowska – wtedy bardzo młoda dziewczyna. Służyła p. Zygmuntowi wiernie, miał on do niej mieć ogromne zaufanie, które objawiało się przyjmowaniem przyrządzanych przez nią posiłków. Tak naprawdę utrzymywała go rodzina, a Stefcia mówiła, że produkty spożywcze pochodzą od jej rodziców (według słów mojej rozmówczyni).
Stefcia była najstarszą córką Władysława Makowskiego z Piwaków i jego żony Władysławy, pochodzącej z Wiewiórów z Antonielowa. Makowscy służyli we dworze cieszanowickim, ale po jakimś czasie przenieśli się do Antonielowa, zostawiając Stefcię u Zygmunta Turobojskiego. Rodzina Turobojskich po jego śmierci zaproponowała Stefci w podzięce za opiekę, by ta wybrała sobie ziemię, która stanie się jej własnością. Tak oto dziewczyna dostała kawałeczek dawnego majątku w Koluszkach, systematycznie parcelowanego i zmniejszanego przez I poł. XX w.. Mieszkała tam w oficynie, która po przejęciu władzy przez komunistów przeszła w ręce państwa. Przez wiele lat była to siedziba Centrali Nasiennej.
Stefania zobowiązała się dbać o nagrobek Zygmunta na cmentarzu w Mierzynie (sama go wystawiła) i obietnicy swej dotrzymywała aż do swej śmierci. Dzisiaj grobem opiekuje się spokrewniona z nią Teresa Piotrowska z Antonielowa.
Może warto czasami przystanąć przy grobie Zygmunta i zapalić mu świeczkę, wyrwać pojawiające się, niechciane chwasty, wszak był Zygmunt Turobojski przedstawicielem rodziny o mocno patriotycznych postawach, rodziny związanej z naszą ziemia przez kilkadziesiąt lat.
P.S. Wojciechowi Wiernickiemu dziękuję za „impuls”.