Kozioł dziedzica Zaremby
Dziedzic Zaremba z rodziną jeździł co niedziela bryczką do mierzyńskiego kościoła. Służba z dworu podróżowała wasągiem. W kościele mieli swoje ławki przed ołtarzem. Pan Zaremba z paniczem (synem Stanisławem ) siedział w ławce od strony Bryszek a Pani Zarembina z córką Hanią po prawej stronie. Dziedzic miał zwyczaj modlić się w myśli, Stanisław i Hania czynili to korzystając z książeczki do nabożeństwa, zaś Zarembina modliła się na różańcu.
Pewnej niedzieli lokaj z dworu zapomniał zamknąć komórkę w której mieszkała koza a właściwie kozioł, który był własnością dziedzica. Chodził on za Zarembą do lasu i wszędzie tam gdzie mu pozwolono. W okolicy ludzie powiadali, że jak jest koza w obejściu to nie ma tam szczurów i myszy. Rodzina Zarembów wraz z innymi mieszkańcami dworu udali się do kościoła.
Kozioł wyszedł z komórki i po śladach poszedł w kierunku kościoła. W kościele wszyscy czekali na księdza, była cisza i spokój, a tu nagle słychać stukotanie po posadzce. Wszyscy się obejrzeli za siebie, a tu idzie kozioł w kierunku ołtarza i stanął obok dziedzica. Ksiądz z zakrystii nie wychodzi a dziedzic karze kościelnemu kozła z kościoła wyprowadzić. Niestety, gdy kościelny był już blisko stał się celem ataku kozła, który go rypnął aż kościelny się przewrócił. Ludzie zaczęli uciekać z kościoła, powstał tumult i zamieszanie. Kozioł obrócił się, postał i wyszedł z kościoła.
Kozła wszyscy się bali. Pewnego razu dziedzic pojechał na polowanie, a kozioł poszedł za nim. W tym lesie stała chałupa, gospodyni z tego domostwa została przez niego zaatakowana. Tak ją mocno pobódł, że biedaczka przez tydzień leżała w łóżku. Dziedzic w zamian podarował jej sarnę, którą upolował.
Jesienią ludzie, cała ich gromada, z okolicznych wiosek, kopała u dziedzica kartofle. Wśród nich starsi ludzie z Trzepnicy. Pilnował ich karbowy. Po południu pojawił się tam kozioł, który pobódł dziadka z Trzepnicy. Po kilku dniach staruszek zmarł.
Innym razem ludzie w polu kopali kartofle, ktoś zauważył, że idzie do nich dziedziczka, która ich przywitała mówiąc: Szczęść Boże. Ludzie odpowiedzieli: daj Boże i zaczęli z pola uciekać, bo za dziedziczką szedł kozioł. Dziedziczka zaczęła się śmiać, że kozła się boją. Wtedy kozioł rozpędził się i ubódł ją w plecy. Odwrócił się i poszedł do dworu. Wszyscy do dziedziczki podbiegli i zaczęli ją podnosić, ale po cichu bardzo się śmiali. Przyjechał po nią fornal, zawiózł do dworu i od tego wydarzenia jaśnie Pani dziedziczka w pole nie chodziła.
W pewnym momencie po okolicy rozeszła się wieść, że kozioł zaginął. Jedni mówili, że go dziedzic sprzedał ,inni, że go zabił. Tak się skończyło panowanie kozła w cieszanowickim pałacu. Słuch o koźle zaginął, ale legenda pozostała.
Opowieść została spisana przez p. Alfredę Kałkę z Cieszanowic. Została ona nieco przez moją osobę poprawiona, by nie powielać tych samych treści.
To nie ostatnia historia spisana spisana przez p. Alfredę na temat Cieszanowic. Pojawią się kolejne.
One thought on “Kozioł dziedzica Zaremby”
Pani Alfreda kiedyś opowiedziała mi historię o kapliczce murowanej przy drodze Cieszanowice- Mierzyn. Mimo mitycznej treści, jej koniec zdaje się być realny.