Okoliczności śmierci Józefa Rusina i Macieja Stachowskiego- cywilnych ofiar terroru niemieckiego ze wsi Żerechowa
W centrum wsi Żerechowa, gmina Łęki Szlacheckie, stoi głaz z tablicą pamiątkową poświęconą tragicznym wydarzeniom, które miały miejsce 9 maja 1944 r. Na tablicy umieszczono nazwiska 7 osób, niestety tekst wyryty na tablicy nie jest zbyt precyzyjny i może wprowadzać w błąd. Dlaczego? Nazwiska te upamiętniają wszystkich mieszkańców wsi, którzy byli ofiarami II wojny światowej w swojej rodzinnej miejscowości, a wydać się może, że są to tylko ofiary pacyfikacji z maja 1944. Wśród nich są dwie postaci, o których dzisiaj chciałam napisać. Przeprowadzona kwerenda w piotrkowskim archiwum przyniosła dokumenty potwierdzające ich tragiczne losy. Są to Maciej Stachowski i Józef Rusin – obydwaj po wizycie Niemców we wsi i w obejściu Macieja nigdy już do niej nie wrócili, aczkolwiek opuścili ją żywi.
Maciej Stachowski, gospodarz z Żerechowy, urodzony w roku 1891, syn Jakuba i Katarzyny z Wnukowskich, według relacji rodziny, miał przechowywać partyzantów. Wczesnym porankiem – 20 maja 1943, gdy wieś się budziła ze snu, przyjechali do niego Niemcy szukając partyzanta „Pieruna”(„Pioruna”). Zastali u niego 18-letniego Józefa Rusina, który zaczął uciekać. Według relacji Stanisława Macherowskiego, zamieszczonej w artykule tygodnika „7 dni” z września roku 2006, zobaczył go polski policjant, który powiedział Niemcowi, a ten zaczął do niego strzelać. Józef został ranny i przywieziony do szpitala w Piotrkowie. Z domu zabrano także Macieja, rodzina miała go już nigdy nie zobaczyć.
Józef Rusin zmarł w szpitalu i został pochowany na mierzyńskim cmentarzu. Zachowała się jego karta choroby ze szpitala św. Trójcy w Piotrkowie, dzięki której możemy dowiedzieć się dokładnie o jego stanie, gdy go przywieziono. Z karty tej wynika, że postrzelonego Rusina przywiózł do szpitala ówczesny sołtys wsi Stanisław Sitarz, było to po godz.11, a postrzelenie nastąpiło we wczesnych godzinach porannych. Napisano, że sprawiał on wrażenie człowieka wykrwawionego, był siny i blady, oddech miał płytki, akcja serca była osłabiona. Miał ranę „wlotową na tylnej powierzchni klatki piersiowej po stronie prawej w linii łopatkowej na 2 palce poniżej dolnego kąta łopatki a rana wylotowa znajdowała się na wysokości szyjnego wcięcia mostka w linii pachowej przedniej prawej”. Druga rana wlotowa na dwa palce znajdowała się poniżej 12 żebra po stronie prawej na tylnej powierzchni, a rana wylotowa na przedniej powierzchni w linii przedniej pachowej między 6 a 7 żebrem. Z powodu bardzo ciężkiego stanu i braku tętna nie przeprowadzono operacji, a ranny Józef zmarł o godz.12.30.
Maciej, którego zabrano do piotrkowskiego więzienia miał tylko raz napisać do rodziny. W liście tym zwracał się z prośbą o przesłanie pieniędzy. I w przypadku Macieja jest ślad jego pobytu w Piotrkowie. Oto znalazł się on na liście wywiezionych w transporcie popołudniowym w dniu 02.06.1943 r. – wśród 41 osób, które wtedy opuściły więzienie. Transport ten 03.06.1943 r. dotarł do KL Auschwitz. Na stronie muzeum w zakładce „informacja o więźniach” znaleźć można dane 23 mężczyzn wywiezionych razem z Maciejem Stachowskim (w sumie było ich 32) oraz 7 kobiet (wywieziono 9). Po Macieju nie ma śladu, być może wszelkie jego dokumenty uległy zniszczeniu lub jeszcze jego dane nie znalazły się w informacjach na stronie. Wysłałam zapytanie do muzeum w jego sprawie z prośbą o podanie jakikolwiek informacji, które się ewentualnie zachowały. Maciej Stachowski niewątpliwie stracił życie, mogło być to w Auschwitz lub w innym obozie, do którego przewożono więźniów, jak wynika z dokumentacji, również z transportu z 02.06.1943 r. z więzienia w Piotrkowie, którym jechał Maciej. Czekajmy więc cierpliwie na informacje.
Dziękuję serdecznie prawnuczce Macieja – Agacie Dawidowicz, która opowiedziała mi o jego osobie i zmobilizowała do poszukiwań. Józefowi i Maciejowi i innym mieszkańcom parafii Mierzyn jest poświęcona tablica znajdująca się przy kościele w Mierzynie, odsłonięta w tym roku.
Cześć ich pamięci!